25 września 2016, 11:43 | Autor: Piotr Gulbicki
W kierunku lepszego świata

– Nasze szkoły rozsiane są praktycznie po całym globie, z reguły znajdują się w małych miejscowościach. Nieprzypadkowo – mówi Tomasz Zajączkowski, wiceprzewodniczący Towarzystwa Szkół Zjednoczonego Świata, w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

 

Kiedy w 1962 roku powstała w Walii pierwsza szkoła pod szyldem United World College (UWC), dziennik „The Times” określił to jako „najbardziej ekscytujący eksperyment edukacyjny po II wojnie światowej”.

– I w pełni zgadzam się z tym stwierdzeniem. Idea zrodziła się w latach 50. ubiegłego stulecia, w szczytowym okresie zimnej wojny, a jej pomysłodawcą był Kurt Hahn. Ten niemiecki pedagog, zastanawiając się jak zbudować lepszy świat, doszedł do wniosku, że szansą na przezwyciężenie nieporozumień na tle religijnym, kulturowym czy rasowym jest wspólna edukacja młodzieży z całego świata. Uznał, że optymalny wiek do tego to 16-18 lat, kiedy młodzi ludzie są dostatecznie mocno zakorzenieni we własnej kulturze, a jednocześnie ciekawi świata i otwarci na doświadczenia płynące z kontaktu z przedstawicielami innych nacji.

 

Od tamtej pory minęło ponad pół wieku…

– Ale w istocie, jeśli chodzi o nasze cele i założenia, niewiele się zmieniło. Natomiast znacznie się rozwinęliśmy. Obecnie w różnych zakątkach globu funkcjonuje 15 szkół UWC, które ukończyło ponad 40 tysięcy uczniów ze 180 państw.

 

W tym z Polski.

– W 1970 roku na całym świecie zaczęły powstawać komitety narodowe, których głównym zadaniem było prowadzenie procesu rekrutacji kandydatów. Dzięki staraniom profesora Pawła Czartoryskiego, historyka i członka Polskiej Akademii Nauk, do szkół zaczęli trafiać pierwsi Polacy korzystający ze stypendiów rządowych. Nabór prowadziło Ministerstwo Edukacji Narodowej, natomiast selekcji dokonywała niezależna British Council, a w późniejszym okresie przedstawiciele ambasad krajów, w których znajdują się szkoły UWC. Po upadku komunizmu, w 1991 roku powstało w Warszawie Towarzystwo Szkół Zjednoczonego Świata – polski komitet narodowy, afiliowany przy United World Colleges. Podobne struktury funkcjonują w wielu krajach.

 

Działacie społecznie.

– Całkowicie, utrzymujemy się ze składek i darowizn członków oraz sponsorów. Zrzeszamy przede wszystkim dawnych i obecnych stypendystów, ich rodziny, a także osoby wspierające Towarzystwo i jego działalność. Obecnie mamy ponad 500 członków i około 250 absolwentów. Na przestrzeni lat przyznaliśmy ponad 350 dwuletnich stypendiów, a średnia wartość jednego z nich to 230 tysięcy złotych.

 

Duża kwota.

– Duża, dlatego potrzebna jest współpraca. Stypendia fundują same szkoły – przy czym część z nich jest sfinansowana w całości, a część w 70, bądź 50 procentach. I wówczas, w tym drugim przypadku, to my, jako Towarzystwo, szukamy brakujących pieniędzy. Na różne sposoby. Korzystamy z 1 procenta odpisu od podatku, zbieramy datki od absolwentów, organizujemy akcje fundraisingowe. Do tego dochodzą składki członkowskie, sponsorzy, a także fundusz żelazny, czyli dochód uzyskiwany ze środków lokowanych w funduszach inwestycyjnych.

 

Kto finansuje działalność szkół?

– One same. Pieniądze pozyskują własnymi kanałami, podobnie jak my.

 

Szkoły UWC z reguły znajdują się w małych miejscowościach.

– Czasami nawet bardzo małych. Nieprzypadkowo. Chodzi o to, żeby różne atrakcje, jakich w dużych metropoliach nie brakuje, nie odciągały uwagi uczniów, którzy – zgodnie z założeniem – jak najwięcej czasu powinni przebywać ze sobą, razem pracować, wypoczywać, wymieniać poglądy, rozwiązywać zadania…

 

I podnosić swoją edukację.

– Też. Przy czym stricte akademicka nauka to ważny element, jednak istotniejsze jest budowanie pokoju, współpracy i zrozumienia między uczniami. To powinno procentować w przyszłości.

Szkoły realizują program międzynarodowej matury, w każdej z nich uczy się po około 200 uczniów z różnych krajów. Placówki UWC są między innymi we Włoszech, Norwegii, Walii, Niemczech, Bośni i Hercegowinie, Kostaryce, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Hongkongu, Singapurze, a także w…Swazilandzie (Suazi). Niebawem ma powstać nowa – w Tajlandii.

 

Ilu młodych Polaków się w nich uczy?

– W ubiegłym roku szkolnym skierowaliśmy na stypendia 9 osób. Ale, co warto podkreślić, współpracujemy również z prywatnymi szkołami w Wielkiej Brytanii, gdzie także wysyłamy naszych uczniów. Te placówki działają w ramach brytyjskiego systemu nauczania, a ich dyrektorzy czasami osobiście przylatują do Warszawy, żeby przyglądać się procesowi rekrutacji. Z reguły otrzymujemy od nich 8-15 stypendiów.

 

Czym się różnią brytyjskie szkoły prywatne od tych prowadzonych przez UWC?

– Te drugie są bardziej międzynarodowe – taka jest ich główna specyfika. Natomiast sposób edukacji i zdobyte doświadczenie są zbliżone. Podobnie jak profile uczniów, których tam wysyłamy.

 

Profile uczniów?

– Szukamy osób, które prezentują coś więcej niż tylko książkową i ściśle akademicką wiedzę. Ważne jest zaangażowanie we własnych społecznościach, udzielanie się w wolontariacie, rozwijanie swoich pasji. Nie ma jednej gotowej recepty, czasami te elementy łączą się ze sobą.

 

Jest w kim wybierać?

– Zdecydowanie, średnio w ciągu roku napływa po 200 aplikacji – zarówno do szkół UWC, jak i prywatnych. Kandydatów zapraszamy na rozmowę kwalifikacyjną. Organizujemy też gry i zabawy w grupach, podczas których młodzi ludzie współpracują ze sobą, rozwiązują zadania, stawiają czoła różnym wyzwaniom, czasami piszą esej. Z reguły są dwa etapy kwalifikacji, ale – w zależności od ilości podań – może być też trzeci. Tu ciekawostka – aplikacji od dziewczyn jest znacznie więcej niż od chłopaków, czasami nawet dwukrotnie.

 

Są odważniejsze?

– Nie wiem czym to tłumaczyć, ale być może tak właśnie jest.

 

Kandydat albo kandydatka kwalifikuje się, wyjeżdża na dwuletnie stypendium i…

– …po ukończeniu szkoły podąża własną drogą. Zdecydowana większość kontynuuje naukę na uczelniach zagranicznych, głównie w Wielkiej Brytanii oraz Stanach Zjednoczonych. Dwadzieścia pięć procent naszych stypendystów studiowało na dziesięciu najlepszych uniwersytetach na świecie, takich jak Harvard, Oxford czy Cambridge. Przy czym ścieżki kariery są różne – wśród absolwentów mamy na przykład naukowców, lekarzy, artystów, ekonomistów, prawników. Ale też ludzi pracujących w biznesie czy korpusie dyplomatycznym.

Bardzo ciekawą postacią w tym gronie jest Paweł Urbański. Wyjechał za granicę jako niewidomy chłopak, potem skończył Politechnikę Gdańską, a obecnie jest coachem, gra w golfa, wspina się po górach. Zawsze tryska optymizmem i zapałem – bez względu na to, czym się zajmuje.

 

Ty też ukończyłeś szkołę UWC.

– Byłem w II klasie liceum w Opolu, kiedy pod wpływem prezentacji, jaka odbyła się w mojej szkole, zdecydowałem się złożyć swoją aplikację. Przeszedłem przez trzy etapy, dostałem stypendium i w roku 2000 wyjechałem do Montezumy w Stanach Zjednoczonych. To była bardzo specyficzna okolica. Trzy domki, zbudowane chyba tylko z powodu tego projektu, palące słońce, suchy klimat – jak to w stanie Nowy Meksyk. Do najbliższego miasteczka było 10 mil, tyle że owo Las Vegas, poza nazwą, ze słynną stolicą hazardu w Nevadzie, nie miało nic wspólnego.

Natomiast my nie nudziliśmy się – lekcje, zajęcia sportowe, kluby taneczne, prezentacje, gry…A także debaty, na przykład symulujące obrady Organizacji Narodów Zjednoczonych. Ogólny schemat – zabawa, w którą wplecione są poważne zagadnienia. Wolne chwile spędzaliśmy we własnym gronie, dużo rozmawialiśmy, poznając specyfikę krajów, z których pochodzili uczniowie i wykładowcy.

 

To później procentowało?

– Na pewno. Nabrałem wówczas szerszej perspektywy w spojrzeniu na otaczającą nas rzeczywistość, poznałem nowe kultury, nauczyłem się krytycznego myślenia.

Natomiast po ukończeniu szkoły zostałem w USA. Przez cztery lata studiowałem matematykę, ekonomię i stosunki międzynarodowe w Colby College w Maine, potem dwa lata pracowałem w firmie konsultingowej w Nowym Jorku, a następnie kontynuowałem studia z ekonomii na University of Virginia.

W 2010 roku zakotwiczyłem w Londynie, gdzie obecnie pracuję w Monitor Deloitte, zajmując się doradztwem strategicznym i zarządzaniem oraz implementacją rozwiązań z zakresu marketingu, komunikacji z klientem, sprzedaży, rozwoju nowych produktów i wchodzenia na nowe rynki…

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Piotr Gulbicki

komentarze (0)

_