19 września 2016, 12:45 | Autor: Piotr Gulbicki
Widziane z Wyspy

– To kompilacja moich tekstów, które ukazały się na łamach różnych gazet, głównie w ostatniej dekadzie. Ale żaden z nich nie jest taki, jak w oryginale – mówi Katarzyna Bzowska, autorka wydanej niedawno książki „Mieszkam na Wyspie”, w rozmowie z Piotrem Gulbickim.

 

Książka oparta jest na felietonach.

– W większości. Ale to również analizy, komentarze, reportaże, artykuły historyczne. Teksty różnej długości, niektóre będące połączeniem dwóch czy trzech materiałów, które ukazały się w różnym czasie, w różnych miejscach – w londyńskich „Dzienniku Polskim” i „Gońcu Polskim”, nowojorskim „Nowym Dzienniku” oraz warszawskiej „Polityce”. Żaden artykuł nie jest w takiej formie, w jakiej został wydrukowany w oryginale. Uściśliłam je, uaktualniłam, uzupełniłam, doprecyzowałam. A niektóre fragmenty w ogóle wyrzuciłam.

 

Nie zatraciły w ten sposób swojego pierwotnego wyrazu?

– Nie sądzę. Mam natomiast nadzieję, że dzięki temu zabiegowi są bardziej przystępne i przyswajalne dla współczesnego czytelnika.

 

Polskiego emigranta mieszkającego na Wyspach?

Fot. IWONA WOROPAJ
Fot. IWONA WOROPAJ

– Nie tylko. Książkę kieruję do wszystkich, którzy interesują się sytuacją w Wielkiej Brytanii – mieszkających zarówno tu, jak i w Polsce, ludzi w różnym wieku. Zakres tematyczny jest na tyle szeroki, że każdy znajdzie coś dla siebie.

Na przykład co?

– Chciałam, żeby to nie była pozycja o polskich emigrantach, zakotwiczonych na Wyspach, a bardziej o kraju, w którym żyją. I pod tym kątem wybierałam teksty, które pogrupowałam w pięciu rozdziałach. Pierwszy zawiera artykuły, dotyczące spraw społecznych oraz różnych ciekawostek związanych z tym krajem.

 

Ciekawostek?

– Z różnego zakresu. Chociażby biblioteki, które zmieniają swoje przeznaczenie i stają się centrami sportowymi. A jednocześnie niektóre społeczności walczą, żeby je nadal zachować.

Albo ulica dziennikarzy Fleet Street. Kiedyś mieściły się tam siedziby największych gazet oraz drukarnie, natomiast teraz to klasyczny krajobraz londyńskiego City – z firmami, biurami, kawiarniami…

 

Drugi rozdział nosi tytuł „W kuluarach władzy”…

– … i jest poświęcony polityce brytyjskiej. Niestety, Polacy mają o niej bardzo słabe pojęcie, rzadko spotykam rodaków, którzy wiedzą jaka jest faktyczna rola brytyjskiej królowej czy jak funkcjonuje tutejszy parlament. Kiedy czytam artykuły na ten temat w polskiej prasie, często łapię się za głowę, widząc ilość zawartych tam błędów.

W kolejnej odsłonie, „Swoi wśród obcych”, piszę o Polakach w Wielkiej Brytanii. Trochę o współczesnej emigracji, ale także o starszej, którą miałam okazję poznać osobiście. Osiedle Penrhos, problemy ze znalezieniem mieszkania, aklimatyzacja w nowym miejscu itp.

Uwypuklam też stereotypowe spojrzenie na Polskę ze strony Brytyjczyków, którzy bardzo długo postrzegali nasz kraj jako Daleki Wschód. Dopiero kiedy po otwarciu granic w 2004 roku przybysze znad Wisły zaczęli się tu masowo osiedlać miejscowi dostrzegli, że mamy ciekawą historię, kulturę, osiągnięcia…

W następnym rozdziale, „Pod lupą naukowców”, omawiam badania na temat polskiej i brytyjskiej społeczności. Często krytycznie. Pierwszy z brzegu przykład – w jednej z analiz, dotyczącej podziału etnicznego Wielkiej Brytanii, emigrantów z Europy i białych Brytyjczyków wrzucono do jednego worka, przez co stała się ona zupełnie nieczytelna. A jednocześnie bardzo szczegółowo przeanalizowano inne grupy – Hindusów, Jamajczyków, Arabów… Niestety, takie badania są w dużej części bezwartościowe, podobnie jak opracowania oparte na wypowiedziach 50 rozmówców.

Oczywiście, są też prace bardzo pożyteczne, chociażby dotyczące polskich uczniów w brytyjskich szkołach.

 

Książkę kończy krótka część „Nie ma powrotu”.

– To moje spojrzenie na Polskę – jej ewolucję, drogę, plusy i minusy. Zamieściłam tu cztery teksty, przy 10-12 w poprzednich rozdziałach.

 

Ważne miejsce zajmują przypisy.

– W tego typu pracy, w przeciwieństwie do artykułów gazetowych, to niezbędne żeby zachować wiarygodność. Przy czym właśnie znalezienie źródeł cytatów było najbardziej pracochłonne. Dobrze ilustruje to sytuacja dotycząca Samuela Pepysa. Otóż w swoim „Dzienniku”, ten żyjący w XVII wieku pamiętnikarz, opisuje jak rozmawiał z deputowanymi do Izby Gmin. Nie miał pojęcia, że uprawia lobbing, a robił to najczęściej podczas przechadzek po korytarzach Westminsteru, w lobby właśnie. Wspominam o tym, po czym daję cytat z jednego z wpisów Pepysa, w którym opowiada o takiej przechadzce. I tu pojawił się problem. „Dziennik”, który czytałam w wersji angielskiej, w Polsce wyszedł w tłumaczeniu Marii Dąbrowskiej i w nim owego fragmentu nie ma. W tej sytuacji korektorka książki, Magdalena Hornung, przesłała mi pytanie skąd to wzięłam. Mam w domu dwa wydania dzieła Pepysa, ale tylko w jednym jest rzeczony cytat. Znalezienie go i podanie źródła zajęło mi trzy godziny. I podobnie było w kilku innych przypadkach.

 

Ale jest satysfakcja.

– I to wielka, gdyż wydanie książki planowałam od 10 lat. Pomyślałam wówczas, że napisałam w życiu bardzo dużo tekstów i warto spojrzeć na nie nieco inaczej, z odmiennej perspektywy. Artykuły gazetowe są ulotne, ale niektóre zachowują uniwersalizm. I tym przesłaniem się kierowałam. Okazało się jednak, że nie mam w domu zbyt wielu swoich tekstów. Od tamtej pory zaczęłam je zbierać – gromadząc zarówno w komputerze, jak i wycinając z gazet. Finalnym etapem była selekcja najciekawszych artykułów pod kątem wydania książkowego.

 

Reakcje czytelników świadczą, że dobór był właściwy?

– Otrzymałam wiele ciepłych słów i pozytywnych opinii. Ale pojawił się też zarzut, że książka jest dla inteligentów, a nie zwykłych ludzi. No cóż, trudno mi z tym dyskutować…

Natomiast bardzo sympatyczna kartka nadeszła od dr. Adama Wiercińskiego z Uniwersytetu Opolskiego, który napisał: „Wstęp przekorny i uroczy. Reszta do czytania. Teksty żywe (a to dzięki literackiemu językowi). Umiejętnie łączy Pani ścisłość, swobodną erudycję (dyskretną) z polotem. Mam nadzieję, że to początek serii”.

 

Rzeczywiście będzie kontynuacja?

– Zobaczymy. Na razie 21 września planuję promocję w Klubie Księgarza na Rynku Starego Miasta w Warszawie. To bardzo ciekawe, historyczne miejsce, gdzie odbywa się wiele interesujących wydarzeń. Słowo wstępne wygłosi prof. Beata Dorosz z Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, a fragmenty tekstów przeczyta aktor Janusz Guttner.

Z kolei 30 października podczas Salonu Literackiego w londyńskim Ognisku Polskim promocja będzie połączona z inauguracją IV Festiwalu Poezji Słowiańskiej.

A później? Owszem, mam pomysły na kolejne książki. Jedną planuję oprzeć na wywiadach, które przeprowadziłam z ciekawymi kobietami. Natomiast druga, niewielkich rozmiarów, będzie o mojej rodzinie. Impulsem do jej napisania jest pamiętnik babci, który znalazłam na strychu w moim domu w Warszawie.

Dodam, że w 2000 roku ukazała się książka „Dopóki jest Dziennik – jestem…”. Według mojego pomysłu, z moim obszernym wstępem i doborem tekstów – z których część wcześniej ukazała się w gazecie, a inne zostały napisane specjalnie na potrzeby tej publikacji.

 

Dziennika już nie ma…

– Natomiast ja jestem (śmiech). I jest „Tydzień Polski”, będący jego kontynuacją, szukający swojego miejsca oraz czytelników w nowej rzeczywistości. Cóż, wszystko się zmienia, widać to nawet po brytyjskim społeczeństwie.

 

W dobrym kierunku?

– Mam wrażenie, że Wyspiarze są na rozdrożu, panuje stan zawieszenia i niepewności. Młode pokolenie jest zagubione, zanikają więzy rodzinne, następują przemiany i nie wiadomo, co z nich wyniknie. O ile wcześniej społeczeństwo bardzo otworzyło się na cudzoziemców, o tyle teraz widoczny jest zwrot w drugą stronę.

Jednocześnie do annałów historii odchodzi Anglia drobnomieszczańska – ta małomiasteczkowa, z dobrym wychowaniem, gdzie mówienie do siebie „dzień dobry” na ulicy, czy widok autobusów zatrzymujących się na machnięcie ręką, a nie tylko na przystanku, był na porządku dziennym.

Zmieniła się też klasa rządząca. Dziś są to na ogół ludzie dobrze wykształceni, którzy niekoniecznie znają prozę codziennego życia. Klasyczni zawodowi politycy, w porównaniu z dawniejszymi arystokratami.

 

Ale dziennikarskich tematów nie brakuje.

– Kto szuka, ten znajdzie. Ja mam taki cykl pracy, że piszę w niedzielę i poniedziałek, a od wtorku zastanawiam się nad pomysłami do kolejnych materiałów. Inspiracją są rozmowy z ludźmi, obserwacja codziennego życia, informacje w mediach. W swoich tekstach odwołuję się do różnych dziennikarskich form, jednak zdecydowanie najlepiej czuję się w felietonach, kierując się własną maksymą, którą zawarłam we wstępie mojej książki: „Felietonista to przewrotny kronikarz życia codziennego. Głównie skupia się na podgryzaniu korony, czyli władzy. Każdej władzy. Drobnego prezesa Towarzystwa Przyjaciół Kanarków i premiera kraju. I za to dostaje po głowie”.

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Piotr Gulbicki

komentarze (2)

  1. Pingback: Mieszkam na Wyspie – Związek Pisarzy Polskich na Obczyźnie

  2. Zaraz po przeczytaniu wywiadu kupiłam ta ksiażke !!! Zaczynam czytać 😀