23 sierpnia 2016, 11:50 | Autor: Piotr Gulbicki
Łowca polonijnych agentów

Dr Marek Ciesielczyk podpisuje swoją książkę
Dr Marek Ciesielczyk podpisuje swoją książkę
Od lat tropi tajnych współpracowników komunistycznej Służby Bezpieczeństwa, ulokowanych wśród Polonii, ujawnił ich już kilkudziesięciu. Dr Marek Ciesielczyk, znany jako „łowca agentów”, gościł w Londynie.

 

– Jeśli ktoś twierdzi, że dokumentom znajdującym się w Instytucie Pamięci Narodowej nie można ufać, że SB je fabrykowała, to mówi nieprawdę. Policja polityczna była, bodaj, jedyną instytucją w PRL-u, która działała naprawdę dobrze. Funkcjonariuszom bardzo zależało na tym, żeby każda informacja była potwierdzona z trzech źródeł – mówi dr Ciesielczyk, który na przełomie lat 70. i 80. ubiegłego stulecia udzielał się w antykomunistycznej opozycji w Krakowie, gdzie studiował. Redagował między innymi podziemne pismo „Po Prostu Bis”, którego redakcja składała się z pięciu osób. Wiele lat później okazało się, że trzy z nich były tajnymi współpracownikami.

– Donosili na siebie, na mnie, na kolegów. W esbeckich opisach czytałem świetne charakterystyki psychologiczne na swój temat, które tworzyli fachowcy, na podstawie danych dostarczanych przez swoich szpicli. Dlatego mówienie, że ktoś donosił, ale nie szkodził, jest śmieszne – podkreśla dzisiejszy prelegent.

 

Telegram z kondolencjami

Niedzielne popołudnie, sala parafialna Windsor Hall przy kościele na londyńskim Ealingu. To kolejne spotkanie o społeczno-politycznym zabarwieniu, w tym miejscu, w ostatnim okresie. A temat jest szczególny – „Czy polonijni agenci SB będą deportowani z UK?”.

– Sądzę, że jest możliwość, żeby ci ludzie stanęli przed sądem – nie w Polsce, ale w państwach, w których mieszkają, w tym przypadku w Wielkiej Brytanii. Bo przecież działali również na ich szkodę. I, być może, jeśli będzie w tym kierunku lobbing ze strony Polonii, zostaną wydaleni – mówi Ciesielczyk, przyznając, że jego spotkania, których najwięcej odbył w USA i Kanadzie – od San Diego, po Florydę i Toronto – wywołują duże emocje. A są one pokłosiem wydanej w ubiegłym roku książki „Polonijni agenci Służby Bezpieczeństwa”, którą przygotowywał przez siedem lat, jako motto, cytując słowa papieża i doktora Kościoła św. Grzegorza Wielkiego: „Nawet jeżeli prawda może powodować zgorszenie, lepiej dopuścić do zgorszenia, niż wyrzec się prawdy”.

Jeszcze przed publikacją książki nie obyło się bez nacisków – najpierw proszono, żeby nie ujawniał niektórych nazwisk, później grożono, a następnie posuwano się do szantażowania właścicieli sal, gdzie miały odbywać się wykłady promujące tę pozycję. Niektórzy ze strachu ulegali i, w ostatniej chwili, mimo podpisanych umów, odmawiali wynajęcia lokalu, co oznaczało, że trzeba było szukać innego pomieszczenia. Akcja była wielotorowa.

– Kiedy po raz pierwszy wystąpiłem z tym tematem w USA, moja żona otrzymała telegram z kondolencjami z powodu mojej śmierci. Zresztą zawsze jak tam jestem żona dostaje telefony, w których słyszy, że wrócę do Polski w trumnie. Jeden z dzwoniących nawet się przedstawił jako Krzysztof Koch. Ten człowiek, którego działania demaskuję w książce, wcześniej posunął się do publicznych insynuacji, że prezydent Lech Kaczyński był homoseksualistą. Z kolei znany dziennikarz, Andrzej Jarmakowski, który zastraszał właścicieli sal, został przeze mnie zidentyfikowany jako osoba przekazująca rezydentom SB z konsulatu PRL w Chicago informacje na temat Polonii – opowiada dzisiejszy prelegent, dodając, że przez osiem lat, od kiedy zajmuje się tą tematyką, ujawnił nazwiska kilkudziesięciu agentów. I żaden z nich nie odważył się wytoczyć mu procesu.

– Z prostego powodu. Zanim coś publicznie powiem, czy opublikuję, dokładnie to sprawdzam. Nie mogę sobie pozwolić na wpadkę.

 

Obowiązek badacza

Ma 59 lat i bogatą karierę naukową. Doktor politologii Uniwersytetu w Monachium, profesor sowietologii na University of Illinois w Chicago, pracownik naukowy European University Institute we Florencji oraz Instytutu Studiów Sowietologicznych w Bonn. Marek Ciesielczyk z niejednego pieca chleb jadł. W latach 1981-1992 przebywał na emigracji w – Republice Federalnej Niemiec, Anglii, Włoszech i Stanach Zjednoczonych, po czym, na początku lat 90. ubiegłego stulecia, wrócił nad Wisłę. Mieszka w rodzinnym Tarnowie, gdzie jest radnym, ale często podróżuje po świecie. W 2011 roku na wniosek prezesa IPN został odznaczony przez prezydenta RP Krzyżem Wolności i Solidarności za walkę o wolną Polskę w czasach PRL-u.

– Czasami ludzie pytają mnie dlaczego zajmuję się tematem agentów, skoro minęło już tyle lat? Czy nie lepiej zamurować akta IPN-u i dać temu spokój? Otóż uważam, że trzeba te sprawy doprowadzić do końca – mówi Ciesielczyk, wymieniając trzy powody. Pierwszy to względy historyczne – bo prawda jest ważna i istotna. Drugi – kwestie etyczne, gdyż powinniśmy wiedzieć, kto był ofiarą, a kto donosił. I wreszcie trzeci element – bezpieczeństwo nasze i krajów, w których mieszkamy. Agenci mogli bowiem zostać przewerbowani i, jest duże prawdopodobieństwo, że w dalszym ciągu pracują dla różnych wywiadów albo prowadzą działalność na szkodę polskiej diaspory, kontynuując swoją wcześniejszą robotę.

– Symptomatyczny jest fakt, że jestem jedynym człowiekiem, który prowadzi tego typu badania pod kątem Polonii. Mieszkam w Tarnowie, a do małopolskiego archiwum IPN, które znajduje się w Wieliczce, jeżdżę około 100 kilometrów. Robię to społecznie, gdyż spędziłem kilkanaście lat na emigracji i uważam, że jeśli nikt inny się tym nie zajmuje, to jest to moim obowiązkiem – mówi dzisiejszy gość, podkreślając, że zdaje sobie sprawę, iż jest to ryzykowne zajęcie, że ludzie się boją, ale od początku bieżącego roku zauważył symptomy nadziei, co zapewne wiąże się ze zmianą władzy w Polsce. Przynajmniej spotkania z publicznością można organizować bez kłopotu…

 

Kariera kapusia

Twierdzą, że zostali zmuszeni do współpracy, a przekazywane przez nich informacje nie były istotne i nikomu nie szkodziły. Tak z reguły tłumaczą się ujawnieni agenci bezpieki. Jednak dr Ciesielczyk podkreśla, że jedno i drugie to bzdura. Na przykład Wojciech Wierzewski, prawa ręka trzech kolejnych prezesów Kongresu Polonii Amerykańskiej, sam zaproponował esbekom współpracę zapewniając, że jest dla niego zaszczytem, iż może pracować dla komunistycznych służb. I został za to nagrodzony – wysłano go na stypendium do Indiana University w USA, a potem wspomagano w pokonywaniu kolejnych szczebelków emigracyjnej kariery. Wierzewski, który uchodził za wielkiego patriotę, donosił nie tylko na Polonię, ale też na Amerykanów, z którymi współpracował.

Za równie świetlaną postać uchodził ostatni dyrektor Sekcji Polskiej Radia Wolna Europa, Piotr Mroczyk. W Waszyngtonie założył Fundację „Solidarności”, a nawet wykupił gazetę „Gwiazda Polarna”. Ba, został odznaczony przez prezydenta Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Tymczasem dokumenty, jak zapewnia dr Ciesielczyk, nie pozostawiają wątpliwości, co do jego prawdziwej roli.

Podobnie Wacław Sikora, w 1981 roku szef „Solidarności” w Małopolsce, jeden z najważniejszych wówczas ludzi w związku. Swoją karierę zawdzięczał SB, która poprzez innych agentów kompromitowała jego kontrkandydatów, ubiegających się o to stanowisko. W stanie wojennym Sikora był internowany i dalej donosił na kolegów, po czym jako bohater przyjechał do USA i zaczął aktywnie udzielać się w polonijnym środowisku.

– Byli też tacy, którzy niczego nie podpisywali, a przekazywali bardzo ważne informacje. Tak jak w przypadku wspomnianego już dziennikarza, Andrzeja Jarmakowskiego, który obecnie jest działaczem Komitetu Obrony Demokracji w Chicago. Widać tu pewną kontynuację – mówi Marek Ciesielczyk.

 

Opór „autorytetów”

27 lat. Tyle czasu minęło od upadku komunizmu w Polsce. I dalej nie znamy prawdziwego oblicza wielu ludzi, kreowanych na tak zwane autorytety moralne, zajmujących czołowe miejsca w najbardziej strategicznych dziedzinach życia, pouczających Polaków o demokracji, tolerancji, europejskości…

– Ciągle ukrywa się komunistycznych kapusiów. Mało tego, przekonują nas, że to leży w interesie Polski. Zgadzam się z Bartłomiejem Sienkiewiczem (podsłuchanym na taśmach prawdy ministrem spraw wewnętrznych w rządzie PO-PSL – przyp. PG), który stwierdził, że państwa polskiego nie ma, a funkcjonuje ono tylko teoretycznie. Ogromne zadłużenie, rzesze bezrobotnych, miliony ludzi wypchniętych za granicę. Z drugiej strony przestępcy, mający emerytury wielokrotnie wyższe niż ofiary, które prześladowali. Mam nadzieję, że teraz, za rządów PiS-u, to się zmieni, chociaż opór jest i będzie ogromny – mówi dr Ciesielczyk, jednocześnie, apelując do brytyjskiej Polonii, żeby dostarczała mu (telefonicznie, mailowo, listownie) nazwiska osób, które należałoby sprawdzić pod kątem ich agenturalnej przeszłości. Ważny jest wiek, chociażby w przybliżeniu i województwo, z jakiego delikwent pochodzi.

– To znacznie ułatwia pracę, bo katalogi w IPN są bardzo źle zrobione. Jak sądzę, nieprzypadkowo. Mam nadzieję, że w końcu to się zmieni i wreszcie zostanie odtajniony zbiór zastrzeżony. Jest w nim bowiem wiele nazwisk dotyczących agentów działających wśród Polonii – mówi dr Marek Ciesielczyk.

Piotr Gulbicki

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Piotr Gulbicki

komentarze (1)

  1. W przypadku korupcii potrzebne są dwie strony: ta, która oferuje łapówkę, i ta, która ją przyjmuje. Bronislawa Bledniak i mgr . adwokat Anny Aljanowicz ! https://www.facebook.com/624680607593846/photos/a.769389396456299.1073741828.624680607593846/854447341283837/?type=1&theater
    Gangrena, która toczy polski wymiar sprawiedliwości rozwinęła się na dobre.
    Ilu takich Biedrzyńskich jest w Polsce, panie Ministrze Ziobro?
    „Łatwiej w Polsce liczyć na sumienie przestępcy niż na sumienie wymiaru sprawiedliwości”.
    http://tagen.tv/vod/2016/08/latwiej-w-polsce-liczyc-na-sumienie-przestepcy-niz-na-sumienie-wymiaru-sprawiedliwosci/?c=4554