29 lipca 2016, 15:35
Tygodni trzy tysiące

W sobotę 17 stycznia 1959 roku na pierwszej stronie „Dziennika” pojawił się anons zapowiadający powstanie „Tygodnia Polskiego”. Przedstawiane jako „największe, najlepsze, najciekawsze pismo na emigracji – 16 stron!” zastąpiło wydanie sobotnie codziennej gazety.

Jak pisała Stefa Kossowska – redaktor Wacław Zagórski, doskonały dziennikarz, prowadząc „Tydzień” prawie od początku przez ponad 20 lat, zawsze pamiętał o potrzebach wszystkich czytelników, począwszy od domorosłych „polityków” różnego autoramentu, miłośników kultury, literatury, kuchni, mody, sportu i bieżących plotek. Stworzył pismo na najlepszym zawodowym poziomie.

Właśnie mija 3000 tygodni od tamtego wydarzenia.

Kiedy rozmawiam o tym z młodszymi od siebie ludźmi, wzruszają ramionami. Dla nich to czasy zaprzeszłe, których dzisiejszy obraz to skojarzenie ze starymi organizacjami polonijnymi sprowadzonymi do kółek towarzyskich, to bankiety z obowiązkowymi pierogami albo świetlicowe potańcówki czy inne śpiewy przy akordeonie. Co my – pytają – mamy wspólnego z ludźmi, którzy chcieliby wspomagać kraj wysyłając do Polski buty i ubrania, bo wydaje im się, że tam –jak pięćdziesiąt lat temu – panuje powszechna bieda?

Ci sami młodzi ludzie beztrosko wzruszają ramionami na 3000 tygodni naszej gazety i wieszczą rychły pogrzeb prasy papierowej. Przyszłością prasy są wyłącznie tablety – słyszę komentarze, które zapowiadają, że wkrótce drukowane gazety podzielą losy płyty winylowej, taśmy video, DVD czy CD – będą dostępne dla hobbystów, za wyższą cenę. Pozostali pójdą z duchem postępu. W wypadku gazet czytelnicy będą korzystać z prasy na nośnikach elektronicznych. A poza tym – słyszę ponoć koronny argument – kto ma dziś czas na czytanie gazet?

Teraz to ja kręcę głową. Prawdą jest, że żyjemy w kulturze obrazu. Najpierw kino, potem telewizja, teraz komputery i smartfony. Od lat maleje znaczenie kultury słowa, upada czytelnictwo. Ale czy mamy zgadzać się na grożące nam masowe prostactwo? Próbując trafić do jak najszerszego grona z przesłaniem, często sięga się po środki, które nie przystają do sprawy. U progu sierpnia weźmy przykład Powstania Warszawskiego. Temat popularyzowany jest na wszelki sposób, zszedł do poziomu komiksów, ale nie do przyjęcia jest widok dzieciaków w hełmach z masy papierowej rzucających plastikowymi granatami z pomalowanymi niczym w Disneylandzie twarzami… Święto powstańców odchodzi na bok – media żyją jego współczesnym, supermarketowym wcieleniem…

Wróćmy do „Tygodnia”. Przypomnieć trzeba, że wraz z „Dziennikiem” jest jednym ze „sztandarów emigracji”, stoi obok Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego, Ogniska Polskiego, POSK-u… Wszystkie te instytucje są potrzebne. Mają swoje znaczenie, tradycję, historię.

Przy całej świadomości mniejszych czy większych konfliktów pokoleniowych, chciałbym, aby to starsi, przez to bardziej doświadczeni i mądrzy życiowo mieszkańcy „polskiego Londynu”, powiedzieli: To nasze zobowiązanie wobec Polski, by dziś mieć świadomość tego, co z naszym dorobkiem będzie w przyszłości.

Niech cieszą się nim następcy. Niech się z nim identyfikują.

Jarosław Koźmiński

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

admin

komentarze (0)

_