09 czerwca 2016, 10:41 | Autor: Anna Sanders
Starożytne Arles i van Gogh

Uliczki Arles są o tej porze roku przesiąknięte zapachem jaśminu. Mury domów zbudowanych ciasno, jeden przy drugim, z jasnego piaskowca, są tylko tłem dla kolorowych drzwi i pnących kwiatowych krzewów. Kolory przesycone słońcem śródziemnomorskim są jaskrawe jak z płócien Vincenta van Gogh, który tutaj odnalazł niespodziewanie swój niepowtarzalny styl. Ten samotny, smutny artysta spędził w Arles nieco ponad rok i w tym czasie stworzył swoje najsłynniejsze obrazy. Przeniesione na płótna gwiazdy nad Renem, nocna kafejka, słoneczniki, pokoik z żółtym krzesłem znakomicie oddają klimat Arles: miasta Prowansji, na południu Francji, gdzie teraz zjeżdżają pielgrzymki wielbicieli tego artysty i odkrywają jego świat kolorów dla siebie.

Heroiczny indywidualista

Vincent Willem van Gogh (1853-1890) pochodził z dość zamożnego domu. Od początku odstawał od swojego rodzeństwa: dwóch braci i trzech sióstr. Był dzieckiem melancholijnym i głęboko religijnym. Jako młody mężczyzna został misjonarzem w małym górniczym miasteczku w Belgii. Tam powoli zaczynał rozwijać swój talent. Zaczął pokazywać smutny, głęboko szary realizm życia ludzi na skraju nędzy, ich ponure twarze oraz ciężkie, ciemne kolory otoczenia.

Ponadprzeciętnie wrażliwy, młody człowiek oddał swoje misjonarskie pokoiki bezdomnemu, a sam zamieszkał w nędznej norze, gdzie spał na wiązce słomy. Było to początkiem jego wyobcowania, życia na skraju przepaści, często w skrajnym ubóstwie. Już wtedy jego ojciec chciał go umieścić w zakładzie dla umysłowo chorych. Nieszczęśliwa miłość do owdowiałej kuzynki pogłębiła tylko jego stan depresji, przechodzącej w głęboką rozpacz.

Van Gogh związuje się wtedy z Sien Hoornik. Ciężarną, opuszczoną kobietą z małym dzieckiem, chorą, wychudzoną szwaczką, dorabiającą prostytucją. Powstaje seria jej portretów: twarda, brzydka i sterana twarz, wychudzone, zniszczone ciało. I znów brak kolorów, ciemność, szarość.

Po dwóch latach Vincent wyjeżdża do Antwerpii, tam odkrywa japońskie drzeworyty z ich brakiem perspektywy. Decyduje, że zostanie malarzem.

Jako samouk podchodzi do egzaminów w Akademii Sztuk Pięknych i otrzymuje dyplom. Wyjeżdża do Paryża, gdzie pomału życie, tak jak i jego płótna, nabiera kolorów. Wchodzi w malarskie środowisko, zachwyca go świeżość impresjonizmu, zaprzyjaźnią się z Gauginem. To z nim właśnie chce zamieszkać w Arles i stworzyć komunę artystów. Przez cały czas pomaga mu brat Theo, dzięki czemu ma dach nad głową i materiały malarskie.

Żyje właściwie o chlebie, kawie i tytoniu oraz pochłania coraz więcej absyntu i innych alkoholi. Leczy się z chorób wenerycznych i kilka razy przeraża swoich znajomych swoim stanem wyczerpania. Schorowany, dręczony wiecznym niepokojem przyjeżdża do Arles 21 lutego 1888 roku. I tutaj nagle jego płótna nabierają niepowtarzalnego charakteru i blasku. Widzi kolory, jego ręka prowadzi pędzel po płótnach w fantazyjnych gestach. Linie, kreski są wyraźne jak fale. Powstają arcydzieła, których wartość dziś przekracza miliony.

Dojeżdża i Gaugin. Pomieszkują razem, ale ich przyjaźń staje się coraz bardziej napięta. Gaugin czuje się finansowo wykorzystany, zaś van Gogh przechodzi przez straszny epizod psychotyczny. Rzuca się na malarza z brzytwą, po czym obcina sobie ucho, zawija je w papier i zanosi do burdelu, gdzie pracuje Rachel, prostytutka „obsługująca” obydwu twórców. Po tym van Gogh opuszcza Arles i dobrowolnie poddaje się leczeniu w pobliskim zakładzie dla obłąkanych w Saint Remy-de-Provence. Wkrótce, w wieku 37 lat, popełnia samobójstwo strzelając sobie w serce z rewolweru.

Dopiero w wieku XX van Gogh zostaje ponownie odkryty przez amerykańskich krytyków, i dzięki wystawom stanie się słynny na cały świat. To Amerykanie będą podkreślać jego „heroiczny indywidualizm”. Dzieła Vincenta van Gogh są dziś natychmiast rozpoznawalne, a samotne, udręczone życie malarza stało się romantyczną opowieścią i natchnieniem dla innych artystów.

Rzymskie wycieczki

Spacerując po Arles, okrywamy jednak nie tylko ślady po wielkim artyście. Są tam miejsca tak imponujące jak Amfiteatr rzymski z 40 roku p.n.e. Ogromny, wykuty w skale, dominuje centrum miasta. Jego ciągle mocne mury, z dwoma piętrami mają długość 136 metrów. W podziemiach znajdują się korytarze, przez które na arenę wkraczali gladiatorzy i najdziksze zwierzęta. Amfiteatr jest ciągle używany do dwóch rodzajów corridy. Łagodnej, gdzie po przepędzeniu byków ulicami miasta matadorzy starają się zerwać frędzel przyczepiony do rogów zwierzęcia, oraz tradycyjnej, krwawej, gdzie torreador zabija byka. Walki te odbywają się w czasie Wielkanocy.

Z rzymskich pozostałości warto też zobaczyć łaźnie, zbudowane przez cesarza Konstantyna, z zachowanymi termami.

Alycams to niezwykła, chrześcijańska nekropolia z III do XII wieku. Z niej pochodzą eksponaty w Muzeum Wczesnej Sztuki Chrześcijańskiej, którego kolekcja jest druga z tego okresu, po Watykanie. Przy kościele Św. Anny znajdziemy rzymskie lapidarium, i znakomicie zachowane przykłady sztuki z tych czasów. Kościół św. Trofima z XIII wieku ma najpiękniejsze portale z tego okresu w całej Europie Zachodniej. Wszystkie te starożytne zabytki Arles znajdują się na liście UNESCO.

Na pewno warto wstąpić do Fundacji van Gogh, gdzie znajdziemy kilka mało znanych obrazów artysty, oraz do Muzeum Reattu, z kolekcją malarstwa szkoły prowansalskiej i zbiorem fotografii, z których Arles jest obecnie słynne. Wszystko to znajduje się na niewielkim obszarze miasta i łatwo tam dotrzeć spacerem.

Oprócz Amfiteatru, centrum też stanowi plac z Hotel de Ville (ratusz) z 1676 roku z piękną, renesansową wieżą zegarową i rzymskim obeliskiem na środku. Miasto położone jest nad Renem: jego szeroki nurt trzymają w ryzach kamienne nabrzeża, po których przyjemnie się przejść. Rzekę można przekroczyć po moście, który jest ostatnim na jej południowym krańcu. Pierwszy, bardzo niezwykły most w tym miejscu na Renie, zbudowali Rzymianie. Na obu brzegach postawili wysokie kamienne wieże, pomiędzy którymi stały na wodzie ściśle przylegające do siebie, zakotwiczone łodzie. To prototyp mostu pontonowego. Trwały most nie wytrzymywał gwałtownych rozlewów rzeki.

Naszą wędrówkę po tym pięknym, starożytnym mieście warto zakończyć wizytą na dziedzińcu zwanym „Espace van Gogh”. To ogród otoczony starymi murami budynków. Tam możemy znaleźć reprodukcję obrazu artysty ustawioną tak, by można ją porównać z rzeczywistym ogrodem, dokładnie odtworzonym. Dzięki temu spojrzymy na Arles oczami oczarowanego miastem Vincenta…

 

Tekst i zdjęcia: Anna Sanders

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Anna Sanders

komentarze (0)

_