23 lutego 2016, 14:00 | Autor: Katarzyna Bzowska
W małej, cichej galerii

Ulica Portobello to jedna z najbardziej znanych ulic Londyn. Nie jest elegancką arterią centrum miasta, ale ulicą przyciągającą turystów, poszukiwaczy skarbów, zwykłych staroci i artystów. Nic dziwnego, że właśnie na tej ulicy znajduje się wiele galerii, które artystom ofiarowują przestrzeń do wystawiania swoich prac, a także możliwość korzystania ze studia do pracy.

Andrzej Maria Borkowski
Andrzej Maria Borkowski

Taką właśnie galerią na tej ulicy jest „The Muse”. Wieczorem, gdy znalazłam się w tej części Londynu z okazji wernisażu „Drawing/ Printmaking/ Ilustration” Portobello nie przypominało tętniącego życiem targu. Było tu cicho i spokojnie. Na wernisażu też nie było tłumów. Może to i lepiej, bo była okazja, by porozmawiać z artystami i gośćmi wernisażu. A jedni i drudzy byli z pewnością ciekawi. Niestety, w galerii nie ma krzeseł. A może to i sposób na zwiedzających? Inaczej siedzieliby na wernisażu nie wiadomo jak długo. I gadali, nie tylko o sztuce.

Zacznijmy od architekta, autora projektu renowacji starego domu, jakich w dzielnicy Notting Hill jest wiele. Cezary M Bednarski mieszka w Londynie od 1981 r., na jednej z ulic pobliskich ulic dzielnicy Notting Hill. Galeria „The Muse”, można powiedzieć, to niewielka biżuteria w jego dorobku. Zasłynął przede wszystkim jako projektant mostów (m.in. w Kopenhadze i Maidstone w Kent), a ostatnio wygrał konkurs na projekt mostu w Gdańsku, który ma połączyć dwa brzegi Motławy w pobliżu spichlerza. Nie będzie to zwykły most, a obrotowa kładka, co umożliwi swobodne przepłynięcie statków.

Ale nie architekt, a prezentujący swe prace artyści byli głównymi bohaterami wieczoru. Niestety, nie przyjechał prof. Jacek Zaborski, wykładowca na Wydziale Sztuki Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie, autor kilkunastu wystaw indywidualnych, wyróżniony wieloma nagrodami międzynarodowymi, w tym na Triennale 2003. Jego dwie litografie, „Rudiment” i „Amulets”, jak podsłuchałam, cieszyły się dużym zainteresowaniem gości wernisażu. O to, by w Londynie zaprezentować twórczość Zaborskiego, zadbała jego uczennica, a zarazem kurator wystawy, Gosia Łapsa-Malawska.

A. M. Borkowski Milady - rysunek pędzlem i tuszem
A. M. Borkowski Milady - rysunek pędzlem i tuszem

Dopisali natomiast inni artyści. Marianne Ferm, urodzona w Sztokholmie, ale od dzieciństwa mieszkająca w Wielkiej Brytanii, absolwentka Camberwell College of Art, ciekawie opowiadała o tym, jak powstają jej czarnobiałe akwatinty, być może na pierwszy rzut oka nieco staroświeckie. Artystka często wraca do motywu wody. Także i na tej wystawie pokazana została woda, jako groźny żywioł.

Kolorowe akwaforty Phila Greenwooda, którego prace wystawiane były m.in. w Royal Academy i Bankside Gallery, są w nastroju pogodne, rozświetlone światłem, kontrastując z tym, co zaprezentowała Marianne Ferm. To prace, które powinno się oglądać w ponure dni, dla poprawienia nastroju. Często podstawą prac Greenwooda są zdjęcia kwitnących (lub obsypanych śniegiem) drzew.

Charlie Warde, najmłodszy z grona prezentowanych na tej wystawie artystów, w swej twórczości odnosi się często do upadłej utopii, jaką były miasta betonowych bloków. Tu zaprezentował akrylik przedstawiający jeden z takich londyńskich „monumentów”, który przeznaczono do rozbiórki oraz pozłacaną tablicę z powtarzającym się napisem „Utopia”.

A skąd ja wzięłam się na tym wernisażu? Z prostej przyczyny: jednym z artystów prezentujących swe prace jest Andrzej Maria Borkowski. To dzięki niemu czytelnicy „Tygodnia” mogą odwiedzać najlepsze wystawy w Londynie i nie tylko. Jego ogromna znajomość historii sztuki, a także świetne, czasem ostre pióro sprawiają, że czytam jego teksty z wielkim zainteresowaniem. A przecież Borkowski to także artysta-plastyk, wykładowca School of Art Communication na Brighton University. Na Uniwersytecie Warszawskim studiował historię sztuki, a w Londynie, gdzie mieszka od 1982 r., na University of London (dyplom Master of Art uzyskał w 1988), a także w London College of Printing. To artysta bardzo różnorodny. Pamiętam jego wystawę sprzed ponad dwudziestu lat w Instytucie Kultury Polskiej, gdzie jedna forma graficzna prezentowana była w różnorodnej kolorystyce. Na kilku wystawach w POSKu w ramach Zrzeszenia Plastyków Polskich (APA) prezentował obrazki „na szkle malowane”, by posłużyć się tytułem dawnej śpiewogry Ernesta Brylla. Tym razem przedstawił trz

A. M .Borkowski - On the Watch
A. M .Borkowski - On the Watch
y grafiki: „Dziewczynkę w masce krokodyla”, rzadki w twórczości Borkowskiego rysunek dużych rozmiarów (87 na 117 cm), przedstawiający oficera dragonów, a wreszcie „Powrót do domu”, może najbardziej konwencjonalny, ale z pewnością najbliższy nam, Polakom, który posłużył jako plakat do całej wystawy. Za każdym razem, gdy spotykam prace Borkowskiego, bez względu na to, czy mi się podobają, czy nie, jestem zaskoczona. Tak było i tym razem. I było to zaskoczenie zdecydowanie pozytywne. Co jeszcze nas czeka, Andrzeju?

Dobrą stroną całej wystawy jest to, że prace – jak to czasem zdarza się w Galerii POSKu, zwłaszcza przy wystawach zbiorowych – nie było stłoczone. Dawało to poczucie oddechu. Różnorodne style i tematyka tego właśnie potrzebują.

Katarzyna Bzowska

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Katarzyna Bzowska

komentarze (0)

_