17 grudnia 2014, 08:38 | Autor: Magdalena Grzymkowska
Młodzież to wymagający czytelnik

Rafał Kosik jest pisarzem książek science-fiction i generalnie fanem tego gatunku, ale przede wszystkim… tatą. Zarówno on, jak i jego żona Kasia, często czytali swojemu synkowi do poduszki. Gdy skończyły się pomysły na kolejne lektury, Rafał wpadł na pomysł, żeby zacząć samemu wymyślać niesamowite historie, które rozpalą wyobraźnię małego Jaśka.

Rafał Kosik z wizytą w redakcji "Dziennika Polskiego" / fot. Katarzyna Kosik
Rafał Kosik z wizytą w redakcji "Dziennika Polskiego" / fot. Katarzyna Kosik
– Pomyślałem: „To nic trudnego, w końcu mój tata tak mi bajki opowiadał przed snem.” Jednak okazało się, że to nie lada sztuka spontanicznie wymyślić ciekawą opowieść. Dlatego postanowiłem, że muszę ją najpierw spisać. I tak powstały opowiadania, które mojemu synowi bardzo się spodobały. Później postanowiłem je połączyć w jedną wielowątkową fabułę i wydać w formie powieści, żeby się przekonać, czy spodoba się także jego rówieśnikom – wspomina pisarz.

I tak narodzili się „Felix, Net i Nika”, bestsellerowa seria science-fiction dla młodzieży. Skąd pomysł na takie oryginalne imiona?

– Chcieliśmy, żeby nie były popularne, aby potem nikt przykładowo o imieniu Michał, nie był wyśmiewany przez kolegów z klasy. A poza tym chciałem, żeby te imiona zapadały w pamięć. Długo się zastanawiałem też nad tym, ilu ma być głównych bohaterów, ale stwierdziłem, że pisanie o dwóch chłopakach i dziewczynie, będzie mi sprawiało największą radość – tłumaczy Kosik, dodając, że nie wynika to z dyskryminacji płci pięknej, tylko z tego, że na chłopcach autor się po prostu lepiej zna.

Cykl o trójce przyjaciół z warszawskiego gimnazjum sprzedała się w Polsce w nakładzie 650 tys. egzemplarzy i jest nominowana do Nagrody im. Henryka Sienkiewicza promującej czytelnictwo w Polsce. Na podstawie jednej z części „Teoretycznie Możliwa Katastrofa” zrealizowany został film. W tej chwili Kosikowie pracują nad scenariuszem do kolejnej produkcji w reżyserii Bodo Koxa. Te niewątpliwe osiągnięcia nie cieszą jednak autora jak to, gdy uda mu się pokazać młodemu człowiekowi ciekawą alternatywę do siedzenia przed komputerem i zainteresować go książkami jako świetną rozrywką.

– Najbardziej w pamięć zapadł mi jeden z listów, który dostaliśmy od rodziców naszego czytelnika, którzy nam bardzo dziękowali, gdyż wcześniej ich syn w ogóle nie chciał czytać. Wymigiwał się, wolał wykonywać ciężkie prace domowe, wszystko, tylko nie lektura. Tymczasem gdy sięgnął po moje skromne dzieła, nie mógł się oderwać od czytania. „Zniknęliście mi syna!” pisali jego rodzice – opowiada pisarz. Jest również zdania, że kanon lektur szkolnych powinien wchodzić dopiero w gimnazjum lub nawet w liceum, a wcześniej powinny być przerabiane książki, które dzieci same sobie wybiorą.

– W ten sposób kształtują się gusta czytelnicze i, przede wszystkim, dzieciaki się nie zniechęcają – ripostuje.

Przygoda na wyspach

Do księgarni trafił właśnie XIII tom powieści: „Klątwa Domu McKillianów”, której akcja rozgrywa się w Wielkiej Brytanii. Bohaterowie rozwiązują tam zagadkę sprzed ponad wieku, przeżywają przygody rodem z horroru i popadają w tarapaty, które wystawiają ich przyjaźń na próbę, a wszystko to w mrocznej, steampunkowej atmosferze.

"Felix, Net i Nika" w szlachetnym sąsiedztwie archiwalnego numeru "Dziennika Polskiego" / fot. Katarzyna Kosik
"Felix, Net i Nika" w szlachetnym sąsiedztwie archiwalnego numeru "Dziennika Polskiego" / fot. Katarzyna Kosik

– Chciałem napisać powieść w stylu wiktoriańskim. Lubię też steampunk, a najlepszym miejscem do pokazania tego stylu był Londyn, który wcześniej też wiele razy odwiedziłem i dobrze znałem jego zakamarki. Poza tym spodobało mi się bardzo w Szkocji, jak dwa lata temu byliśmy tam na wakacjach. I oczywiście zdawałem sobie sprawę z tego, że jest tu bardzo duża Polonia, jest mnóstwo polskich dzieci i chciałem zachęcić je do czytania po polsku poprzez pokazywanie miejsc, które znają ze swojej codzienności. To wszystko razem złożyło się na obecny kształt powieści – mówi autor.

„Klątwa Domu McKillianów” jest pełna wartkiej akcji, ale też ciekawostek, być może wcześniej nieznanych czytelnikom. Jedna z ważniejszych scen powieści rozgrywa się w niedostępnej do swobodnego zwiedzania, pochłoniętej przez bujną roślinność starej części londyńskiego cmentarza Highgate. Innym ciekawym odkryciem jest zamknięte od lat londyńskie metro pocztowe, które w czasach swojej świetności przewoziło 4 mln listów dziennie.

– Muszę przyznać, że research do tej powieści zrobiła moja żona, która jest historykiem sztuki i uwielbia wynajdywać takie smaczki. Zawsze mogę w tej kwestii liczyć na znajomych z Fandomu, społeczności fanów fantastyki, która zrzesza wielu ciekawych ludzi, od autorów gier RPG po astrofizyków. W ramach przygotowań wybrałem się też do opisywanych przeze mnie miejsc, np. podobnie jak moi bohaterowie popłynąłem statkiem z Little Venice na Camden Town. Myślę, że wyjątkowo starannie „przyłożyłem się” do tej książki – śmieje się pisarz.

Osobiście największe wrażenie zrobiła na nim wizyta w Highgate.

– Zwłaszcza ta stara, zamknięta część. To jest dżungla w środku miasta! Poruszająca była także wizyta na Wzgórzu Orła Białego, gdzie się znajduje dużo grobów z okresu powstań listopadowych i styczniowych. Przewodnicy opowiadali nam, że w Dzień Zaduszny ta część cmentarza rozjarza się światłem zniczy zapalanych przez Polaków dbających o te zabytkowe groby – wyznaje Kosik.

Rozrywka z misją w tle

Oczywiście nie wszystko w książce jest autentyczne, w końcu jest to science-fiction. Autor uważa, że pisanie dla młodzieży jest trudniejsze, ponieważ młody czytelnik jest bardziej wymagający, dociekliwy, zwracający uwagę na detale.

– A z drugiej strony można bardziej popuścić wodze fantazji. Staram się pisać tak, jakbym sam chciał czytać, będąc w wieku moich czytelników. Mogę obudzić uśpione we mnie dziecko i pozwolić, mu na to, aby to ono pisało. Jednocześnie trzeba pamiętać, żeby zwracać się do młodych czytelników, jak do dorosłych, bo oni bardzo nie lubią tego, jak się je traktuje pobłażliwie – dodaje Kosik, który z zawodu jest grafikiem komputerowym. Warto nadmienić, że to on projektuje okładki, a także tworzy ilustracje w środku.

Felix, Net i Nika mają za zadanie nie tylko bawić, ale też uczyć. W ostatnim tomie znajduje się aż 130 przypisów.

Rafał Kosik podczas wywiadu / fot. Katarzyna Kosik
Rafał Kosik podczas wywiadu / fot. Katarzyna Kosik
– Przy okazji staram się przemycać różne nie tylko wartości moralne, takie jak „nie należy kraść”, ale też definicje i pojęcia naukowe, czy wątki historyczne pomagające lepiej zrozumieć świat. Dużo też piszę o fizyce, przy czym robię to w taki sposób, aby to nie było nudne. I chyba mi się udaje, bo ostatnio dostaję takie sygnały, że powinienem napisać podręcznik do fizyki! – żartuje autor, ale już na poważnie zdradza, że planuje napisać książkę kucharską, ponieważ jego bohaterowie dużo sobie sami gotują. W ten sposób mógłby promować zdrową żywność i pewną, jak mówi, „zaradność życiową” wśród młodzieży.

– Myślę, że to ważny temat, zwłaszcza tutaj, w Wielkiej Brytanii, gdzie panuje kultura gotowych dań i byłbym szczęśliwy, gdyby dzieciaki zamiast zamawiać pizzę, czasem same coś ugotowały – podkreśla.

Książki Kosika są też przepełnione charakterystycznymi humorem i powiedzonkami, które na stałe wpisują się do szkolnego slangu, np. „Dobrze gada, dać mu frytkę” czy „Dla mnie to bułka z dżemem”.

– Czasem puryści językowi mają mi za złe to, że bawię się związkami frazeologicznymi. Korektorka mi je podkreśla, mówiąc, że to tak jak bym napisał Morze Bałtyckie przez „ż”, ale jako że sami wydajemy te książki, mogę sobie pozwolić na pewną swobodę – mówi pisarz, który jest również właścicielem i dyrektorem artystycznym firmy Powergraph – wielokrotnie nagradzanego wydawnictwa oraz agencji reklamowej.

– Ale obecnie w rubryce zawód wpisuję sobie: pisarz, ponieważ zajmuje mi to większość czasu poświęconego na pracę – kwituje.

Czytelnicy bardzo doceniają to, że Rafał Kosik, jako autor pozostaje z nimi w stałym kontakcie. Pyta się ich na facebooku, co im się podoba, czego brakuje w jego książkach, organizuje konkursy, za co oni odwdzięczają się olbrzymią frekwencją na spotkaniach autorskich. Jego wizyta w Brukseli cieszyła się większą popularnością niż z spotkanie z prezydentową Anną Komorowską.

– Myślę, że wynika to z tego, że oni są ciekawi całej tej otoczki powstawania książki, a ja nie pozostaję im w tym dłużny – podsumowuje.

Magdalena Grzymkowska

 

Przeczytaj też

Udostępnij

About Author

Magdalena Grzymkowska

komentarze (1)

  1. Bardzo ciekawy wywiad. Osobiście jestem ogromną fanką „Felixa, Neta i Niki”. W mojej opinii jest to niezwykła seria. Wciągnęła mnie od samego początku, a teraz zajmuje honorowe miejsce na mojej małej biblioteczce pośród takich dzieł jak „quo vadis”, seria „Tunele oraz „Hobbit.”
    Wszystkie części wciągają w ten sam, niesamowity sposób, który za każdym razem zmienia się. Taki paradoks. Czytając wieczorem powtarzam sobie w głowie „Jeszcze tylko jeden rozdział”, a po chwili okazuje się, że już świta.
    Podziwiam wielu pisarzy. Dosłownie wszystkich. Ponieważ niesamowitym talentem jest zdolność do zapisania się zarówno w głowie jak i sercu młodego czytelnika.
    -N. C. Karolak, młoda pisarka, 16 lat